Frazeologiczne sformułowanie „spalić statki” implikuje sytuację stworzoną przez jakiś czyn, który całkowicie uniemożliwia powrót do przeszłości, odcina drogę powrotną.
Żadna stabilna alegoryczna fraza nie stała się od razu jednym. Jeśli mówią o „paleniu statków” w sensie przenośnym, oznacza to, że ktoś kiedyś spalił całkiem realne statki, a robiono to z różnych powodów.
Obrzęd pogrzebowy
Spalenie statków oznacza niemożność powrotu. Droga, z której nikt nie wraca i nigdy nie jest śmiercią.
W wielu tradycjach mitologicznych pojawia się rzeka, która oddziela świat żywych od świata umarłych. Wśród Greków i Rzymian zmarłym służył przewoźnik życia pozagrobowego Charon, ale wśród innych ludów ludzie podróżujący do królestwa zmarłych musieli polegać tylko na własnych siłach. Dlatego istniał zwyczaj chowania zmarłych w łodziach, łodziach, a nawet dużych okrętach wojennych, jeśli zmarły był szlachetnym wojownikiem lub księciem. Echem tej tradycji jest nowoczesna trumna, przypominająca nieco kształtem łódź.
Łódkę pogrzebową można było zakopać w kopcu, pozwolić jej płynąć wzdłuż rzeki, ale była też tradycja palenia w łódce – wszak żywioł ognia też był uważany za święty, dlatego pomagał w przejściu do innego świata.
Ale chociaż statki zostały spalone na pogrzebach, ta jednostka frazeologiczna zawdzięcza swoje pochodzenie nie obrzędom pogrzebowym, ale wojnie.
Generałowie, którzy palili statki
Już w starożytności zauważono, że najbardziej decydująca jest osoba, która nie ma nic do stracenia. Nawet najdzielniejszy wojownik może w krytycznym momencie ulec pokusie i uciec z pola bitwy, by uratować mu życie. Jeśli jedyną możliwą alternatywą śmierci jest zwycięstwo, taka pokusa nie pojawi się. Wojownik zwycięstwa lub śmierci jest szczególnie przerażający dla wrogów i skuteczny w walce.
Dowódcy wiedzieli o tym i próbowali sztucznie stworzyć taką sytuację swoim żołnierzom. Mogli do tego użyć np. oddziałów, do których obowiązków należało zabijanie uciekinierów. Jeśli armia dotarła na miejsce bitwy drogą wodną, działała łatwiej: zniszczyła statki. W tym przypadku żołnierze mogli wrócić do domu tylko zdobywając wrogie statki lub budując na miejscu nowe, co również było możliwe tylko w przypadku zwycięstwa – dezerterzy nie mieli szans. Dowódca nie mógł mieć wątpliwości, że jego ludzie będą walczyć do ostatniej kropli krwi – własnej lub wroga.
W czasach, gdy wszystkie statki budowano z drewna, najłatwiejszym i najtańszym sposobem na ich zniszczenie było ich spalenie. Dokonał tego na przykład król Sycylii Agatokles z Syrakuz, który wylądował w 310 p.n.e. w Afryce. Wilhelm Zdobywca również spalił statki, lądując w Anglii w 1066 roku.
Statki można było nie tylko spalić, ale i zatopić. Dokonał tego w 1519 roku hiszpański konkwistador Hernan Cortez, który wylądował na terytorium współczesnego Meksyku. Pomimo opowieści o bajecznych bogactwach Hiszpanie bali się płynąć w głąb lądu, a Cortez pozbawił ich wyboru, zatapiając wszystkie 11 statków.