„Problem królika” w Australii jest klasycznym przykładem pochopnej interwencji człowieka w unikalny ekosystem i jego ogromnych konsekwencji. Zwykły królik europejski stał się prawdziwą plagą całego kontynentu.
Uważa się, że ta historia zaczęła się w 1859 roku, kiedy australijski rolnik Thomas Austin wypuścił do swojego parku kilka królików. Stało się to w stanie Victoria w rejonie Geelong. Wcześniej pierwsi koloniści sprowadzili króliki do Australii jako źródło mięsa i zwykle trzymano je w klatkach. Thomas Austin był zapalonym myśliwym i zdecydował, że króliki nie przyniosą większych szkód, staną się doskonałym źródłem mięsa i będą chętnie polować na nie na wolności.
Według innych źródeł wypuszczenia lub ucieczki królików na wolność były wielokrotnie notowane w połowie XIX wieku na południu i północy kontynentu, więc nie należy winić samego Thomasa Austina za rozmieszczenie królików.
Pomysł był dobry. Króliki bardzo szybko się rozmnażają, mają smaczne mięso dietetyczne i dość cenne skóry (króliczy puch), co było ważne dla pierwszych osadników. Wcześniej króliki były z powodzeniem wprowadzane do Stanów Zjednoczonych i Ameryki Południowej, gdzie nie było z nimi żadnych problemów – włączyły się do ekosystemów, a ich liczebność kontrolowały naturalne drapieżniki tych miejsc. Ale Australia to szczególny kontynent, więc wszystko poszło nie tak.
Problemy zaczęły się w ciągu kilku lat. Liczba królików znacznie wzrosła i zaczęto je widzieć już 100 km od miejsca pierwszego wypuszczenia. Nikt nie wziął pod uwagę faktu, że króliki rozmnażają się wykładniczo: jeden królik może wyprodukować 20-40 królików rocznie, a po roku cała rodzina powiększa się do 350 osobników. Ponieważ w Australii nie ma mroźnych zim, króliki zaczęły się rozmnażać prawie przez cały rok. Dobry klimat, obfitość pożywienia i brak naturalnych drapieżników były doskonałymi warunkami do gwałtownego wzrostu populacji. Na początku XX wieku liczba królików wynosiła około 20 milionów, a do połowy stulecia już 50 milionów. Na mieszkańca Australii przypadało 75-80 królików.
Zaczęli walczyć z królikami jak z wrogami owiec. Zwierzęta zjadały wszystkie pastwiska, a owce nie miały wystarczającej ilości pożywienia. Podano następujące liczby: 10 królików zjada tyle trawy, co 1 owca, ale owca daje 3 razy więcej mięsa.
Wydaje się, że okoliczni mieszkańcy nie przejmowali się zbytnio problemami zachowania flory i fauny, a przecież króliki szkodziły nie tylko owcom i rolnikom. Tam, gdzie żyły króliki, do 1900 roku zginęło kilka gatunków kangurów (nie miały wystarczającej ilości pożywienia), poważnie ucierpiały inne małe torbacze, a także niektóre gatunki fauny autochtonicznej – króliki zjadały rośliny przez korzenie i ogryzały młode drzewa, niszcząc je całkowicie.
W rezultacie pospolity królik europejski stał się typowym przedstawicielem inwazyjnego gatunku zwierząt - tak nazywa się żywe organizmy, które w wyniku wprowadzenia do nowych ekosystemów zaczynają je aktywnie chwytać i wypierać rdzennych mieszkańców.
Sama walka z królikami przyniosła wiele kłopotów australijskiej florze i faunie. Początkowo postanowili sprowadzić naturalnych wrogów królików – lisy, fretki, koty, gronostaje, łasice. Ale próba się nie powiodła. Importowane gatunki również stały się inwazyjne, przerzucając się na rodzime torbacze i ptaki, które nie były tak szybkie jak króliki i nie były w stanie oprzeć się nowym drapieżnikom.
Następnie zwrócili się ku tradycyjnym metodom – pestycydy, strzelanie, wysadzanie dziur. Było to nieskuteczne, biorąc pod uwagę samą liczbę zwierząt. W stanie Australia Zachodnia w latach 1901-1907. zbudował ogromne ogrodzenie z drutu. Nazywa się „Płotem od królików №1”. Ogrodzenie jest stale patrolowane przez samochody, tunele dla królików są zasypywane, króliki są odstrzeliwane.
Początkowo ogrodzenie patrolowano na wielbłądach. Po pojawieniu się samochodów wielbłądy zostały wypuszczone jako niepotrzebne, rozmnażały się, zaczęły niszczyć pastwiska, a w Australii pojawił się nowy problem.
W połowie lat 50-tych. W XX wieku do zwalczania królików wykorzystano postęp medycyny. Do Australii sprowadzono pchły królicze i komary zakażone wirusem myksomatozy. Ta choroba powoduje nowotwory i śmierć królików. W ten sposób około 90% chorych zwierząt zostało zniszczonych. Ale pozostałe króliki rozwinęły odporność, z biegiem czasu stały się mniej podatne na choroby, a jeszcze rzadziej umierały. Tak więc w tej chwili problem królików w Australii nie został jeszcze rozwiązany.