Pierwszym lotnikiem, któremu udało się samotnie przepłynąć Ocean Atlantycki, był Charles Lindbergh. Zmotywowany i utalentowany pilot, ten Amerykanin od najmłodszych lat wiedział, czego chce. Porzucił studia, aby zapisać się na kursy lotnicze i nie pomylił się z wyborem.
Tło
Charles Lindbergh (1902 - 1974) od najmłodszych lat interesował się lotnictwem. Kiedy studiował w Wisconsin, na drugim roku zdał sobie sprawę, że chciałby robić biznes lotniczy o wiele bardziej. Postanowił porzucić studia i studiować na pilota. Po ukończeniu kursów Lindbergh wstąpił do wojska, a następnie rozpoczął pracę w poczcie lotniczej.
Wielu śmiałków próbowało wykonać loty transatlantyckie już przed Linbergiem, ale do tego czasu nikomu się to nie udało, głównie ze względu na niedoskonałość technologii lotniczej. W końcu trzeba było pokonać ponad 7 tysięcy km bez lądowania, a zatem bez możliwości tankowania. Problem polegał na tym, że nie można było zabrać na pokład zbyt dużej ilości paliwa, lekkie samoloty tamtych czasów po prostu nie mogły wystartować z takim ładunkiem. Niemniej jednak zainteresowanie przeprawą przez Atlantyk było ogromne, jeden wielki biznesmen wyznaczył nawet nagrodę w wysokości 25 tysięcy dolarów każdemu, kto może to zrobić. Prób było wiele, ale żadna się nie powiodła.
Lindbergh po prostu nie mógł nie przyjąć wyzwania i zaangażować się w tę ekscytującą, choć niebezpieczną przygodę. Złożył zamówienie w firmie Ryan Aeronautical na wyprodukowanie samodzielnie opracowanego przez siebie motorowego samolotu, który w opinii pilota był zdolny do tego lotu. Powstały samochód nazwano Spirit of St. Louis.
Pilot musiał poświęcić hamulce, spadochron, radio, a nawet latarkę na przegląd, a wszystko po to, aby zabrać na pokład jak najwięcej paliwa.
Szkolenie
Aby przetestować samolot, Lindbergh poleciał z San Diego do Nowego Jorku w maju 1927 roku, ale raz wylądował w St. Louis. Niemniej jednak czas lotu wynosił 21 godzin 45 minut i był to już rekord transkontynentalny.
W Nowym Jorku okazało się, że pogoda może zmusić pilota do przesunięcia lotu o kilka dni. Niemniej jednak, opierając się na prognozie, która obiecywała niewielkie wyjaśnienia, Karol odważnie postanawia wylecieć 20 maja.
Przybył na lotnisko przed świtem. O 7:40 odpalono silnik, ao 7:52 Spirit of St. Louis wystartował z lotniska Roosevelt. Wydarzenie było szeroko komentowane przez wszystkie media w Ameryce, cały kraj martwił się o bohatera. Wiele osób wyszło go pożegnać.
Ze względu na to, że 20 maja, z powodu deszczu, grunt na polu startowym był lekko miękki, samolot bardzo powoli nabierał prędkości. Podczas startu prawie uderzył w linię energetyczną. Ale w powietrzu sytuacja się wyrównała, a Lindsberg zwolnił, aby oszczędzać paliwo.
Lot
Trudność stwarzał fakt, że dodatkowy czołg zmienił środek ciężkości jednopłata, dzięki czemu samolot mógł łatwo wpaść w obrót. Lindsburgowi towarzyszył samolot na Long Island, na którym obecny był fotograf. Ale wkrótce opuścił pilota, zawracając.
Wieczorem Lindbergh leciał już nad Nową Szkocją. Wkrótce spotkał złą pogodę. Chmury burzowe, po uderzeniu w które samolot zamarł i groził wpadnięciem do wody, zmuszały Karola do manewrowania, czasami odlatywał kilka metrów od wody.
Oczekiwano, że śmiałek otrzyma liczne nagrody nie tylko z własnego kraju, ale także wiele państw europejskich uhonorowało go orderami i odznaczeniami.
Wkrótce Lindbergh zobaczył w oddali wybrzeże Irlandii. Pogoda wyraźnie się poprawiła i wieczorem drugiego dnia pilot pokonywał już Francję. Około godziny 22 pilot zauważył Paryż i wkrótce minął już wieżę Eiffla. O 22:22 Charles Lindbergh wylądował na lotnisku Le Bourget. Przepłynął Ocean Atlantycki, pokonując 5809 km w 33 godziny i 30 minut.